Bob Dylan- Desire (1976)

 

Trudno jest nagrać kontynuacje "Blood On The Tracks". Bob Dylan mógł nagrać album podobny, pewnie byłby bardzo dobry, jednak nie miałby tego powiewu świeżości. Tak jak w przypadku kontynuacji "Blonde On Blonde": "John'ego Wesley'a Hardinga", mamy tu całkowite przeciwieństwo poprzedniego dzieła. I tak jak wtedy, artysta nie zawstydza, "Desire" to kolejna klasyczna płyta Boba Dylana.

Przede wszystkim fantastyczne jest tu brzmienie, klimat. Jest to całkowite przeciwieństwo oszczędnego w środkach wyrazu "Blood On The Tracks", jest tu więcej instrumentów. Oprócz obowiązkowej gitary akustycznej i harmonijki Boba, mamy tu sekcję rytmiczną, chórki Emmylou Harris i przede wszystkim skrzypce Scarlet Rivery. Dobra strzelę największym banałem świata, ale ostatni z instrumentów brzmi absolutnie wspaniale.

Same piosenki są wyśmienite. Otwieracz "Hurricane" jest jednym z najbardziej znanych utworów Boba. Całkiem zasłużenie. To wspaniały utwór, ze świetnym szybkim tempem, bardzo dobrym "chodzącym" basem i te skrzypce... Pisałbym o tym instrumencie przy każdej piosence, więc powiem tylko, że rzucają się w uszy na każdej, każdej piosence. Również następny oparty na pianinie "Isis" jest świetny. Jest to też majstersztyk tekstowy. Mamy tu opowiedzianą bardzo ciekawą historię, tak jak w starych pieśniach minstreli. Zresztą słowa wszystkich piosenek (oprócz "One More Cup Of Coffee (Valey Bellow)" i "Sara" podpisane jedynie nazwiskiem Boba) zostały napisane przez samego Dylana, oraz przez reżysera i psychologa Jacques'a Levy'ego.

Mamy tu idealny egzotyczny klimat, szczególnie w piosenkach: "Mozambique", cygańskim "One More Cup Of Coffee (Valley Below)", jeszcze bogatszym brzmieniowo "Joey" i wakacyjnym "Romance In Durango". Jednak za naj, najlepsze uważam dwa ostatnie utwory. Są to absolutnie arcydzieła. "Black Diamond Bay" jest odrobinę podobny do "Hurricane", przez szybkie tempo i wspaniałą robotę na basie. A "Sara"? Według mnie, jest to jeden z najlepszych utworów w muzyce i oczywiście najlepsza piosenka na albumie. Te uczucia w głosie Dylana. To w jaki sposób śpiewa tytułową frazę. Coś niesamowitego.

"Desire" to wspaniały album, na pewno byłby w mojej dziesiątce ulubionych płyt Dylana. Bob mógł skorzystać z sukcesu poprzedniego dzieła "Blood On The Tracks" i nagrać jego kopię. On jednak stworzył zupełne przeciwieństwo, które wyszło wspaniale. Oczywiście jeśli miałbym je porównywać to "Blood On The Tracks" jest trochę lepsze, ale to zupełnie nieistotne. Lepiej cieszyć się oboma dziełami. 



Komentarze