Bob Dylan- Blood On The Tracks (1975)

Bob Dylan po nagraniu swoich największych dzieł (elektrycznej trylogii), zaczął grać muzykę trochę inną, weselszą, czasem podchodzącą pod country i przyznam: odrobinę słabszą, choć jest to wyśmienita muzyka. Ostatni taki album Boba, "Planet Waves" jest znakomity (choć zaczął tu powoli śpiewać smutniej). Jednak następny album "Blood On The Tracks" to powrót do poziomu elektrycznej trylogii i jednocześnie jest to dzieło poważne, nie ma tu już country (oprócz jednej piosenki), co zresztą nie dziwiło, bo Bob wtedy rozwodził się ze swoją żoną.

Czasem trudno mi cokolwiek powiedzieć o tym albumie. Gdy go włączam, dzieje się coś dziwnego czego nie umiem wytłumaczyć. Nie jest to album przełomowy dla muzyki. To prawdopodobnie zwykły album folkowy. Ale ten klimat... "Blood On The Tracks" to album ponadczasowy. Niby jest to całkiem "zwykły" album, ale tak naprawdę nie znam niczego, co byłoby podobne do tego dzieła, choć to pewnie iluzja wytworzona przez ten klimat. Dowiadujemy się, że album został wydany w 1975, ale tak naprawdę mamy wrażenie, że mógłby równie dobrze być nagrany wczoraj, albo wieki temu. I nie jest to wada. Jeszcze na poprzednim albumie Dylan śpiewał bardzo wesoło, a już na kolejnym dziele "Desire" kompletnie porzucił brzmienie "Blood On The Tracks". Tak więc cieszmy się tym albumem, bo to dzieło absolutnie wyjątkowe.

"Tangled Up In Blue"... Co za otwieracz. I co za słowa. Intrygująca historia zakochanych, która nabiera większego w związku z rozpadem małżeństwa Dylanów. Tempo muzyki jest raczej szybsze, klimat tego numeru jest nie do opisania. Najlepiej jednak wypada kontrast pomiędzy piosenką pierwszą, a drugą. "Simple Twist Of Fate" to wspaniała ballada, bardzo ascetyczna z akompaniamentem jedynie gitary akustycznej, harmonijki i gitary basowej.

"You're A Big Girl" i "Idiot Wind" to bardziej bogato zaaranżowane ballady, ale wciąż intymne i bliskie sercu, choć pierwszy z tych utwór lubię nawet bardziej w alternatywnej, ascetycznej wersję. Druga z tych piosenek melodycznie jest trochę podobna do "Like A Rolling Stone", choć klimat jest jednak trochę inny.

"You're Gonna Make Me Lonesome When You Go" jest powrotem do ascetycznego grania, choć jest to dużo weselsza od "Simple Twist Of Fate". To wręcz niesamowity numer, powalający swoim pięknem. "Meet Me In The Morning" z kolei to typowy blues, ale jak zagrany typowy blues! Jest również bardzo hipnotyzujący, pomimo swojej prostoty. Zawsze zachwycały mnie gitary slajdowe na tym numerze. To jeden z najlepszych utworów bluesowych jakie słyszałem.

Dobrze jednak, że po nim następuje "Lily, Rosemary And The Jack Of Hearts". To lekka piosenka country. Dobrze jednak się stało, bo gdyby po hipnotyzującym "Meet Me In The Morning" był za trudny utwór, można by poczuć przesyt. Mimo swojej długości, piosenka nie nudzi i jest naprawdę przyjemna.

Trudno mi znaleźć odpowiednie słowa, by opisać "If You See Her, Say Hello". Sposób w jaki sposób śpiewa Bob jest wspaniały. Tyle w tym numerze tęsknoty, smutku i pogodzenia się z losem, że trudno słuchać tego numeru bez łezki w oku.

"Shelter From The Storm" to tak samo jak "Simple Twist Of Fate" i "You're Gonna Make Me Lonesome When You Go" to surowy numer, z ograniczonym akompaniamentem. Taki świetny! I jakie słowa... Mam ciarki na plecach za każdym razem jak go słucham. Dylan udowadnia nam, że nie trzeba wiele instrumentów, żeby porwać. Na koniec dostajemy "Buckets Of Rain". To kolejne ascetyczne arcydzieło, idealne na zakończenie płyty.

Ten album naprawdę bardzo, ale to bardzo na mnie działa. Wiem, że nie ma tu niczego szczególnie nowego, jest to pewnie "zwykła" płyta, jednak klimat tego albumu to słowo klucz. Ten wokal Boba... Album jest absolutnie, absolutnie wspaniały. Bardzo lubię poprzedni album "Planet Waves", ale rozumiem dlaczego wiele fanów właśnie "Blood On The Tracks" uważa za prawdziwy "powrót". Tamta płyta była wspaniała, przyjemna i świetnie się jej słuchało, ale ten album to jeden z najlepszych krążków jakie kiedykolwiek nagrano. Warto przesłuchać, bo to muzyka unikatowa, jedyna w swoim rodzaju.



Komentarze