Bob Dylan & The Band- The Basement Tapes (1975)

"The Basement Tapes" to dość nietypowa płyta. Była nagrana w 1967, czyli aż osiem lat przed jej oficjalną premierą. Powstawała w wielkim różowym domu w Woodstock. Wiadomo, że Bob Dylan, wraz z The Band nagrał tam około stu piosenek. Tu możemy usłyszeć tylko część z nich. Materiał był bardzo piracony i w końcu wytwórnia zareagowała i zdecydowała się na wydanie tego albumu. Część utworów zostało wzbogacone dogrywkami przez The Band. Jednak mimo, że niektóre piosenki z tej płyty stały się klasykami, niektórzy fani skrytykowali kompilację, że nie zawierała takich utworów jak "I Shall Be Released", czy "The Mighty Queen". Również zauważono, że część piosenek to w rzeczywistości solowe piosenki The Band.

Jednak przeszkadza co innego najbardziej mi przeszkadza na tym albumie. Największą bolączką tej płyty jest jej brzmienie, które jest naprawdę kiepskie. Jest tu parę lepiej brzmiących piosenek (tych gdzie są dogrywki The Band), jednak to nie poprawia spójności materiału.

Jednak muszę przyznać, że to całkiem niezły album. The Band gra naprawdę dobrze, a wokal Dylana jest wyśmienity. Z tych piosenek, gdzie śpiewa Bob najlepiej wypadają: "Million Dollar Bash", piękne "Tears Of Rage", lekkie "You Ain't Going Nowhere", balladowe "Nothing Was Delivered", "Open Door, Homer", a zwłaszcza ostatni utwór "This Wheel's On Fire".

The Band prezentuje się może nawet odrobinę lepiej, pewnie dzięki temu, że ich piosenki są lepiej dopracowane: bluesowe "Orange Juice Blues (Blues For Breakfast)", ostrzejsze "Yazoo Street Scandal", wodewilowe "Katie's Been Gone", popowe "Bessie Smith", wyluzowane "Ain't No More Cane", bluesrockowe "Don't Ya Tell Henry".

Jednak faktem jest, że doceniam te wszystkie utwory, gdy zapominam o słabej produkcji. Niestety nie każdy utwór tu błyszczy. Nie mogę się przekonać do: zabawnego, ale jednak dość banalnego "Clothes Line Saga", sztampowego "Apple Sucking Tree", momentami całkiem niezłego, ale cały czas chaotycznego "Too Much Of Nothing" i kiepskiego "Tiny Montgomery".  Jednak do większości z piosenek mam zwyczajnie mieszane uczucia. Sporo tu fajnego klimatu, świetnych wokali i talentu muzyków, ale mamy tu też zwyczajnie słabą realizację, większość piosenek brzmi jakby były nagrane jakimś prymitywnym dyktafonem, choć na pewno ma to też swój urok.

Mimo, że na pewno są fani tego albumu, "The Basement Tapes" nie jest moim ulubionym albumem ani Boba, ani The Band. Jak na standardy tego pierwszego, rzeczywiście płyta jest dość nijaka, ale mówimy w końcu o  Dylanie! Obiektywnie rzecz biorąc jest to naprawdę fajny i przyjemny album.



Komentarze