The Beatles- Past Masters (1988)

 

Tak naprawdę "Past Masters" nie jest prawdziwym albumem zespołu. Jednak z paru powodów zdecydowałem się o nim napisać. Album obejmuje piosenki, które nie były na żadnym z brytyjskich albumów- jest to materiał z singli i jednej epki (nota bene utwory "Love Me Do", "Revolution", "Get Back" i "Let It Be", pojawiają się na płytach, lecz w innych wersjach). Ułatwia to znacznie słuchaczowi . Na przykład w przypadku wczesnych dokonań zespołu The Rolling Stones sprawa jest strasznie skomplikowana, gdzie nie ma takiej składanki- muzyka jest na albumach brytyjskich, amerykańskich oraz singlach i trzeba ich wszystkich słuchać, żeby poznać wszystko co  zespół wtedy stworzył. Tutaj jest to znaczne ułatwienie. Wystarczy słuchać wszystkich brytyjskich albumów długogrających, "Magical Mystery Tour" i właśnie "Past Masters"- to już wszystko co Beatlesi wydali. Kolejnym powodem, dla którego piszę, o tym wydawnictwie jest to, że mam do niego straszny sentyment. Był to pierwszy album Beatlesów, który słyszałem i  jedna z pierwszych płyt jakie poznałem w ogóle. Krążek był u mnie w domu odkąd pamiętam. 

Materiał jest podzielony na dwie części. Pierwsza obejmuje piosenki do kawałków z okresu płyty "Help!" włącznie, a druga to późniejsze, dojrzalsze utwory. Oczywiście obie wypadają wspaniale. Również piosenki z pierwszego okresu, który jest dość niedoceniony,  są idealne. Do nich mam nawet jeszcze większy sentyment. Piosenki nie są eksperymentalne, tak jak później, ale mają wspaniałe melodie i urzekają swoją bezpretensjonalnością.  Trudno się nie zachwycić wesołymi "From Me To You", "Thank You Girl", "She Loves You", "I'll Get You", "I Want To Hold Your Hand", "This Boy", "I Call Your Name", "I Feel Fine", "She's A Woman" i "Yes It Is. Trudno mi coś napisać o którymkolwiek, oprócz tego, że każdy wypada absolutnie znakomicie.

Mamy tu wiele prostego, klasycznego rock and rolla. On także wypada naprawdę dobrze. "Long Tall Sally", "Slow Down", "Matchbox", "Bad Boy" i "I'm Down", które są właśnie w tym stylu, są chwytliwe, dynamiczne, nic im nie brakuje.

Również dysk drugi, który ukazuje znacznie dojrzalsze oblicze zespołu, jest znakomity. Już pierwszy napędzany wspaniałym riffem "Day Tripper", jest znacznie mniej prosty, na dodatek ma świetną melodię. Ballada "We Can Work It Out" jest podobnie dobra. Z okresu płyty "Revolver", są dwie piosenki, podobnie rewolucyjne, co sam album. Są to "Paperback Writer" i "Rain". Wyobrażam sobie jak wielkie wrażenie musiały robić, kiedy zostały wydane. Muzycznie oczywiście są znakomite. Cztery piosenki z okresu białego albumu "Lady Madonna", "The Inner Light", "Hey Jude", "Revolution", to bardzo ciekawe utwory. Pierwsza to bardzo fajny fortepianowy rock and roll. "The Inner Light" to już piosenka w stylu indyjskim, napisał ją George Harrison. Trudno jest nie znać słynnego "Hey Jude". Mimo, że to raczej prosty utwór, zupełnie to nie przeszkadza i to kolejny strzał w dziesiątkę. Ciekawie wypada długa końcówka, oparta na jednym motywie. Bardzo ostry jest "Revolution", mimo że muzycznie to raczej prosty rock and roll. Świetny kawałek.

Reszta piosenek to matieriał powstały w ostatnich latach istnienia zespołu. Rockowe "Get Back" wypada nawet lepiej niż w wersji z płyty "Let It Be". Także ballady "Don't Let Me Down", "Across The Universe", a zwłaszcza "Let It Be" są przepiękne. Na koniec dostajemy żart muzyczny "You Know My Name (Look Up The Number)", jest on naprawdę udany, mimo że zdecydowanie nie był tworzony na poważnie.

Nie wiem, czy Tobie równie spodoba się ta kompilacja co mi. Przyznaję, że na mój odbiór, wpływa sentyment. Moja ocena jest czysto subiektywna, po prostu wyrażam swoją opinię o tym albumie. Jednak inna sprawa, że to wspaniała muzyka i myślę, że dzisiaj gdybym przesłuchał tę płytę po raz pierwszy, również bardzo by mi się podobała. 



Komentarze