Bob Dylan- Dylan (1973)

 

Kolejny album Boba Dylana, nazwany po prostu "Dylan" jest dość specyficzny. Są to odrzuty głównie z albumu "New Morning", oprócz dwóch ostatnich utworów "A Fool Such As I" i "Spanish Is The Loving Tongue", które pochodzą z sesji do "Self Portrait". Lubię tamte płyty, więc i ten krążek uważam za całkiem niezły, choć piosenki, które są tu zawarte, tam raczej byłyby jednymi z gorszych. Nadal to przyjemny materiał, choć produkcja mogłaby być lepsza. Ciekawe jest to, że Dylan nie wiedział o wydaniu tej płyty- była to w całości decyzja wytwórni.

Utwory są całkiem niezłe. Moim ulubionym kawałkiem jest otwieracz "Lily Of The West". W większości utworów mamy fajny, szczęśliwy klimat poprzednich longplayów. Zresztą cała strona a jest bardzo dobra. Mamy tu jeszcze: lekko ckliwy cover Elvisa "Can't Help Falling In Love", wesołe "Sarah Jane" i fortepianowe, podobne do wielu innych piosenek z "New Morning" "The Ballad Of Ira Hayes".

Druga część już nie jest taka dobra, choć cały czas to przyjemne granie. Dobrze wychodzi tu: melodyjne "Mr Bojangles" i countrowe "A Fool Such As I". Szkoda, że znalazły się tu również utwory kiepskie: irytujące "Marry Ann" i banalne "Spanish Is The Loving Tongue".

Album "Dylan" to nie jest idealny album. Słychać, że gdyby artysta miał wpływ na wybór materiału, pewnie płyta wyszłaby lepiej. Produkcja jest taka sobie, a damskie chórki strasznie mnie irytują. Przyjemnie przesłuchać, choć nie jest to jakiś niewiarygodny poziom. Mamy tu trochę słabszych fragmentów, a najwyższe punkty nie dorastają do prawdziwych killerów Boba. Przyjemny album.



Komentarze