Bob Dylan- Bringing It All Back Home (1965)

Nazwać ten album rewolucyjnym, to jak nie powiedzieć nic. To dzieło przełomowe nie tylko dla samego Dylana, ale dla całej muzyki rozrywkowej. Strona B dawnego wydania winylowego to co prawda piosenki akustyczne w stylu poprzednich płyt barda. Co innego część pierwsza. Są tu piosenki o bardziej rockowym charakterze, nagrane z zespołem. Rewolucja polega na tym, że teksty są bardzo niekonwencjonalne jak na muzykę rockową. Większość piosenek o czysto rozrywkowym charakterze, miały prawie zawsze banalne słowa. Tu Dylan ma zupełnie inne podejście. Album wprowadził wielką rewolucja, ponieważ jest to traktowanie rocka jak wyższą sztukę. Jednocześnie Dylan stworzył folk rock, wyprzedzając debiut The Byrds o parę miesięcy.

Jednak mówiąc o tym wszystkim, nie można zapomnieć o najważniejszym. Ten album jest absolutnie znakomity. Nie tylko ze względu na rewolucyjność, ale przede wszystkim ten klimat, te melodie... Album ciągle robi na mnie ogromne wrażenie. Nie zestarzał się nic a nic.

Od pierwszej nuty Dylan brzmi znakomicie. "Subterranean Homesick Blues", utwór otwierający jest jedną z najbardziej znanych piosenek Boba. Całkiem zasłużenie. To jeden z prototypów rapu, przez mówione, a nie śpiewane partie wspaniałego głosu Dylana.

Po nim następuje "She Belongs To Me", które jest sporym kontrastem do pierwszego utworu. Mamy tu więcej folku i jest to piosenka bardziej balladowa, choć również mająca pierwiastek bluesa. Raz, że kontrast wypada bardzo fajnie, to samo w sobie "She Belongs To Me" jest wspaniałe.

Jednak w podobnym, mocnym stylu co otwieracz jest "Maggie's Farm". Dylan narzeka w nim na scenę folkową, która chciałaby od artysty, żeby jedynie stał w miejscu, a nie się rozwijał. Muzycznie to oczywiście kolejny złoty strzał.

Tak jak drugi utwór pozwalał odetchnąć po otwieraczu, tak "Love Minus Zero/ No Limits" stanowi kontrast do poprzedniej piosenki. To fantastyczna ballada, jedna z najlepszych w karierze barda.

Kolejne piosenki ze strony A: "Outlaw Blues", "On The Road Again" i "Bob Dylan's 115th Dream" mogą wydawać się "tylko zwykłym bluesem", ale to nie prawda. Mimo, że to oczywiście właśnie taka stylistyka, wszystko mamy wykonane ze świetnym klimatem. "On The Road Again" ma również idealny tekst o spotkaniach rodzinnych, a strasznie zabawne słowa "Bob Dylan's 115th Dream" opowiadają o dziwacznych podróżach. Jednak muzycznie te utwory są równie dobre. Pomimo pozornej schematyczności bluesa, Dylanowi udaje się "wycisnąć" z tego stylu najwięcej jak się da.

Po tak mocnej stronie a, możemy mieć wątpliwości czy druga część będzie równie dobra. Dylan jednak nie rozczarowuje. Strona b to cztery piosenki, w stylu poprzednich, ascetycznych, akustycznych dokonań. Jednak są pewnie nawet lepsze niż te starsze, z czterech pierwszych płyt.

"Mr Tamburine Man" hipnotyzuje- obezwładnia swoim świetnym klimatem i naprawdę świetną melodią. Oprócz gitary akustycznej, wokalu i harmoniki mamy tu jeszcze cichą gitarę elektryczną graną przez Bruce'a Langhorne'a. Jest to prawdziwa kwintesencja piękna- jedno z największych dzieł Boba Dylana.

"Gates Of Eden" jest już surowsze. To kolejna świetna piosenka, ze wspaniałym tekstem. "It's Alright Ma (I'm Only Bleeding)" to arcydzieło. Trudno mi opisać inaczej tę piosenkę. Od tekstu, przez świetny motyw gitary akustycznej, po wspaniały głos Dylana. Coś pięknego.

Myślisz, że wszystkie petardy wypalone? Wtedy wchodzi "It's All Over Now, Baby Blue". Według mnie to najlepsza piosenka na albumie. Trudno mi słuchać tej piosenki bez łezki w oku. To jeden z najlepszych dzieł barda w całej jego bogatej twórczości.

Ogłaszam wszem i wobec: "Bringing It All Back Home" to jedna z najlepszych płyt w historii muzyki. Pewnie byłby w dziesiątce moich ulubionych. Takiego albumu raczej znów prędko nie usłyszę. Nie zestarzał się nic a nic. Te wczesne albumy Boba Dylana są wszystkie tak dobre... Połączenie najlepszych tekstów, jego charakterystycznego głosu, prostych, ale w rzeczywistości świetnych i ponadczasowych aranżacji... Warto przesłuchać nawet jeśli, album Ci się nie spodoba. A nuż będziesz miała/ miał takie odczucie jak ja. Chciałbym zachęcić kogoś do tego albumu, bo sam gdybym go nie poznał, moje życie byłoby uboższe.



Komentarze