Bob Dylan- Bob Dylan (1962)

 

W końcu mogę przejść do bogatej dyskografii mojego ulubionego artysty Boba Dylana. Choć w Ameryce i Wielkiej Brytanii jest bardzo znany, w Polsce jest nadal dość niedoceniony. Być może dlatego, że wyjątkowo dużą rolę w jego muzyce miały teksty. Był jednym z pierwszych twórców tzw. protest songów. Jednak szybko znudził się byciem "głosem pokolenia" i poszedł w surrealizm. Dylan jest absolutnie wyjątkowym artystą. Poprzez bogatą karierę obejmującą jak na razie prawie 40 albumów, pokazał wiele twarzy, jego brzmienie i głos się często zmieniały. Wokal Boba jest bardzo specyficzny i wywołujący skrajne emocje. Według mnie jest fantastyczny. Może nie ma największej skali głosu, ale wierzy w to co śpiewa, bardziej niż niektórzy wokaliści o czterooktawowych głosach.

Jak jednak prezentuje się jego debiut? Na pewno nie najgorzej. Jednak zdecydowanie nie warto zaczynać swojej przygody z Dylanem od pierwszej płyty. Przede wszystkim są tu tylko dwie piosenki jego autorstwa. Reszta to covery, lub tradycyjne utwory folkowe i bluesowe. Jednak wszystko wypada naprawdę dobrze. Brzmienie zupełnie się nie zastarzało, bo mamy tu tylko głos, gitatrę akustyczną i czasem harmonijkę. W rezultacie materiał lepiej wytrzymał próbę czasu niż inna muzyka z tego okresu. Jednak po tych wszystkich pochwałach muszę przyznać, że jest dobrze, ale nie jak na Dylana. Sporo jest tu wartościowej muzyki, ale po Bobie spodziewałem się trochę więcej.

Jednak mamy tu z pewnością wysokie punkty. Jednym z nich jest z pewnością "Baby Let Me Follow You Down". To piękna ballada. Inne zdecydowanie dobre utwory to: bluesowe "In My Time Of Dyin'", znane bardziej z wykonania The Animals "House Of Risin' Sun" i świetne, autorskie "Song To Woody". Pozostałe utwory może tak nie powalają, ale wypadają cały czas bardzo przyjemnie.

Jak już napisałem, nie jest to dobry pomysł, żeby zaczynać słuchanie Dylana od tej płyty. Lepiej jest zacząć od "Bringing It All Back Home", czy ewentualnie "The Freewheeling Bob Dylan". Ten krążek trzeba traktować raczej jako ciekawostkę, choć oczywiście bardzo przyjemną. To płyta udana, ale nie tak dobra jak jego późniejsze dokonania. Dlatego ten album uznaję za najsłabszy z lat 60-tych.



Komentarze