The Doors- Waiting For The Sun (1968)

 

Trzeci album The Doors przynosi muzykę może nie bardzo zaskakującą, ale wciąż pasjonującą i zdecydowanie dobrą. Słuchając go nie mam wrażenia, że Doorsi grają ciągle to samo. Mimo, że na tym albumie zaczęły się szczególne problemy z narkomanią Jima Morrisona, jest wrażenie jakby zespół dobrze się bawił, grając swoją muzykę. Mamy tu kolejne parę hitów. Pierwszym z nich jest łatwiejszy w odbiorze "Hello I Love You". Kolejny to przepiękna ballada "Love Street". Ostatnim jest pasjonujący "Unknown Solider", sprzeciwiający się wojnie w Wietnamie.

Pewną zmianą jest skrócenie utworów i granie prostszej muzyki. Wyjątkiem pod tym drugim względem jest "Not To Touch The Earth". To jeden z najbardziej psychodelicznych utworów zespołu. Jest on oparty między innymi na dysonansowej partii basu i dziwnych, płynących organach. Wypada on jak najlepiej.

Najbardziej zaskakującym utworem na płycie jest jednak "Spanish Caravan". Nomen omen jest on w stylu flamenco, choć później rozwija się i pojawia się aranż bardziej w stylu The Doors. On również wypada również zdecydowanie ciekawie, czego raczej nie możemy powiedzieć o "My Wild Love". On też jest dość nietypowy, bo jest śpiewany acapella i brzmi nieco plemiennie. Mimo tego wypada dużo słabiej niż "Spanish Caravan".

Oprócz wspomnianych przeze mnie utworów są jeszcze ballady: "Summer's Almost Gone", "Yes, The River Knows" i "Wintertime Love". Oprócz tej ostatniej, także wypadają bardzo dobrze. Również dwie piosenki o ostrzejszym brzmieniu "We Could Be So Good Toghether" i "Five To One" wyróżniają się na plus.

Każdy album Doorsów z Morrisonem jest świetny. Ten to nie jest wyjątek. Nawet jeśli "Waiting For The Sun" wybrałbym na ten moment jako mój najmniej ulubiony, to wypada on znakomicie. Po prostu tutaj nie każdy utwór jest równie dobry. Mamy tu dwie wpadki "Wintertime Love" i "My Wild Love", ale to nieistotne, bo płyta jest znakomita.





Komentarze