The Doors- Morrison Hotel (1970)

 

"Soft Parade" mimo, że był naprawdę dobrym albumem, nie przyniósł sukcesu. Wielu krytyków uznało płytę za nieudaną. Zarzucano zespołowi, że się "sprzedał" i zaczął używać smyczków i dęciaków. Tak więc, doorsi postanowili się tym razem ograniczyć do podstawowego akompaniamentu- gitary, klawiszy i sekcji rytmicznej. Rzeczywiście słychać różnicę, "Morrison Hotel" jest dużo surowszy niż poprzednik, zdecydowanie więcej jest tu bluesa. I mimo, że "Soft Parade" mogę lubić trochę bardziej niż ten album, to przyznam, że ograniczenie instrumentów było dobrym pomysłem.

Jak już mówiłem sporo tu bluesa, który zespołowi wychodzi znakomicie. Już otwieracz "Roadhouse Blues", przynosi arcydzieło w tym gatunku. Mamy tu prostą partię gitary, świetną harmonijkę i szalone barowe pianino. Blues dostajemy także w: szybkim "You Make Me Real", wyróżniającym się świetnym klimatem "Land Ho", wolnym "The Spy" i zamykającym płytę "Maggie M' Gill".

Mamy tu tylko dwie ballady, ale obie to jedne z najlepszych piosenek The Doors. Mowa tu "Blue Sunday" i "Indian Summer", Obie są bardzo klimatyczne i wyróżniają się wspaniałymi melodiami. Warto uwagę zwrócić jeszcze na piosenkę "Waiting For The Sun", która jest bardzo zmienna i także ma bardzo dobrą melodię. Jednak prawdopodobnie moim ulubionym fragmentem płyty jest odrobinę funkowy "Peace Frog". Ma on naprawdę świetną partię basu, coś wspaniałego...

"Morrison Hotel" to kolejny świetny album The Doors. Nie jest on może bardzo odkrywczy, podobną muzykę dostaliśmy już na trzech pierwszych albumach. Zupełnie to nie przeszkadza, bo zespół po raz kolejny udowadnia, że nie trzeba robić rewolucji na każdej kolejnej płycie, żeby stworzyć coś świetnego. Jeśli mam się do czegoś koniecznie przyczepić, to nie jestem wielkim fanem piosenek "Ship Of Fools" i "Queen Of The Highway", co wcale nie znaczy, że są złe- są tylko odrobinę gorsze. Pomimo tego "Morrison Hotel" to kolejne dzieło zespołu.



Komentarze