The Doors- The Doors (1967)

 

Grupa The Doors to z pewnością jeden z najlepszych zespołów, które kiedykolwiek istniały. Pomimo, że nie wydali wiele albumów, przez przedwczesną śmierć wokalisty Jima Morrisona, wiele wnieśli do muzyki i również stworzyli swój charakterystyczny styl, którego się konsekwentnie trzymali przez całą swoją krótką karierę, jednocześnie nigdy nie popadając w odcinanie kuponów i brak pomysłów.

Już na swoim debiucie The Doors udowodniło jak świetne piosenki umieją pisać. Powiem nawet, że pomimo mojej wielkiej sympatii do pięciu kolejnych albumów, to ten zawsze wybieram jako mój ulubiony. Jest już tu świetny baryton Jima Morrisona, gitara Robbiego Kriegera i dla mnie zawsze wielka atrakcja- organy elektryczne Raya Manzarka.

A same piosenki? To przecież tutaj znalazło się słynne "Light My Fire", które zdecydowanie jest jedną z najlepszych piosenek wszechczasów. Świetnym pomysłem okazało się połączenie wybitnej piosenkowej części z moją ulubioną instrumentalną. Pojawiły się w tej ostatniej nawet lekko jazzowymi improwizacje odpowiednio Manzarka i Kriegera. Na końcu jest powrót do części piosenkowej, bardzo efektowny. Mimo, że piosenka trwa aż siedem minut, nie nudzi mnie. Przeciwnie zawsze jest mi mało. Przy takiej piosence każda mogłaby wydawałaby się cienka, ale mimo, że "Light My Fire" jest moją ulubioną piosenką to wcale tak nie jest. 

Równie słynny jest energiczny otwieracz "Break On Through", z jednym z najlepszych riffów w historii. Za bardzo niesocenione uważam "Soul Kitchen" I "Twentieth Century Fox", które są jedne z najlepszych w tej kolekcji.

"I  Looked At You" wyróżnia się świetnym wyluzowanym klimatem, a bardziej senne jest "End Of The Night". 

Mam wielką słabość do bluesa, więc i przeróbka " Back Door Man" bardzo przypadła mi do gustu. Innym coverem jest jeszcze zabawne "Alabama Song (Whisky Bar)" ze świetnymi partiami marksofonu, a prosto w serce trafia już autorska kompozycja, ballada "Cristal Ship". 

Specjalnie zostawiłem piosenkę "The End" na koniec. Domyślam się jak wielkie wrażenie musiała robić w chwili wydania, nie tylko za trwanie jedenaście minut, ale za kontrowersyjny tekst. To prawdziwa muzyczna podróż. I mimo czasu trwania i pewnej monotonności (akurat w tym przypadku w pozytywnym sensie) to piosenka nie nudzi.


Album "The Doors" poznałem jak byłem bardzo mały, co może mieć wpływ na mój odbiór. Ale prawda jest taka, że album sam w sobie jest doskonały w każdym calu. Choć wiele lat temu nie podobał mi się ze względu na wiele emocji które są tu zawarte, to jak podrosłem zobaczyłem, że to nie wady tylko zalety. Dziś to mój ulubiony debiut, jeden z ulubionych albumów w ogóle i płyta bardzo związana właśnie z moim dzieciństwem. Jak słucham tego krążka znowu czuję się jakbym miał dziewięć lat i jestem oszołomiony, tylko teraz wiem, że w pozytywnym sensie.








Komentarze