The Beatles- Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band (1967)

 

Klasyki trudno recenzować. Ciężko napisać coś odkrywczego o płycie "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band". To album, o którym powiedziano już chyba wszystko i doceniono na każdy możliwy sposób (np. pierwsze miejsce na liście magazynu Rolling Stone). Kultowa jest sama bogata i odjechana okładka. Płyta jest uważana za pierwszy album koncepcyjny, choć zdania czy słusznie są podzielone. Mało kto by nie słyszał o słynnym sierżancie pieprzu. Ale czy to rzeczywiście tak dobry album? Odpowiedź jest prosta: oczywiście, że tak. Nie ma tu złego utworu, jednak najbardziej lubię te najmniej znane piosenki.

Hity jednak również wypadają wspaniałe np.: urocze, śpiewane przez Ringo "With A Little Help From My Friends", odjechane, psychodeliczne "Lucy In The Sky With Diamonds", wodewilowe "When I'm Sixty- Four", czy czasem uważane za najlepszą piosenkę Beatles, wieloczęściowe "A Day In Life".

Jednak jak napisałem największą sympatię mam do tych mniej ogranych przez radio piosenek, takie jak: pozytywne "Getting Better", melancholijne "Fixing A Hole", orkiestrowe "She's Leaving Home", odjechane "Being For The Benefit Of Mr Kite", chwytliwe "Lovely Rita", czy strasznie niedoceniane, dziwaczne "Good Morning Good Morning". Ciekawie wypada też napisane przez George'a Harrisona, indyjskie "Within You Without You".

Kult tego albumu nie jest przesadzony, to płyta ze świetnym klimatem i wspaniałymi melodiami, zarówno w mniej, jak i bardziej znanych piosenkach. Nie wypada nie znać. 


Komentarze